7 moich pierwszych prac



Parę lat temu, ten temat pojawiał się na wielu blogach. Z zainteresowaniem czytałam te wpisy. Chciałam się dowiedzieć, co każda z prac wniosła w życie danej osoby. Po kilku latach sama zdecydowałam się opisać historię swojej pracy. Mój wpis będzie się różnił od większości w tej kategorii. Może dlatego, że mam trochę inne podejście do tego. A może dlatego, że każdy z nas jest inny i każdy napisałby to bardzo osobiście

Wolontariat w PROMie. 

PROM to Profilaktyczno-Rozwojowy Ośrodek Młodzieży i Dzieci. Trafiłam tam przez przypadek i przepadłam na wiele lat. Ale czemu wolontariat znalazł się w kategorii 7 pierwszych prac? Bo moim zdaniem była to praca (czasem nawet bardzo ciężka) i pomimo, że nie otrzymywałam za nią tradycyjnego wynagrodzenia jakim są pieniądze, otrzymałam o wiele więcej. Ciepło, akceptację, wiarę w swoje możliwości, możliwość rozwoju. W ośrodku działała grupa MOPR czyli Młodzieżowe Ochotnicze Pogotowie Rówieśnicze. Idea była cudowna. Pierwszy raz na zlot pojechałam jako uczestnik, wybrana przez pedagoga w moim gimnazjum. Stary rozsypujący się ośrodek, pamiętający czasy PRLu, albo i starsze. Jakieś odludzie, gdzie nie ma nic więcej. Normalnie brać nogi za pas i uciekać. Jednak tam liczyli się ludze i słowa które padały. Uczyliśmy się o sobie, o pomocy, o radzeniu sobie ze stresem, o komunikacji i o wielu innych rzeczach które później przydały mi się w życiu. Przepadłam, przez wiele lat co tydzień chodziłam na zajęcia, gdzie poszerzałam swoją wiedzę-prowadziłam prelekcje w szkołach i zajęcia na zlotach. Któregoś roku nawet zostałam dyrektorką liderów 💖

Animatorka w sali zabaw dla dzieci.

To była moja pierwsza prawdziwa praca. Strasznie ciężka fizycznie i psychicznie, bo byłam odpowiedzialna za wszystko, za opiekę nad dziećmi, kurze, sprzątanie salek po urodzinach i przyjęciach, naczynia. Absolutnie wszytko. Włącznie z bieganiem po dzieci na najwyższe zjeżdżalnie, bo jednak boją się zjechać, a nie poczekają chwilę... Trzeba być tam już. Może się wydawać, że praca w figloraju jest super, ale nigdy nie spodziewałabym się ile obowiązków będzie do mnie należeć. Do tego stawka była... Delikatnie mówiąc niska, jak za taką ilość obowiązków i ciągłe pospieszanie. 
Ale dzięki tej pracy, udało mi się wyjechać ze znajomymi na pierwsze dorosłe wakacje nad morze!

Praktyki zawodowe.

Część praktyk miałam w drukarni a część u żony właściciela drukarni, która zajmowała się szyciem sukienek do tańca. Byłam trochę podaj, przynieś, pozamiataj. Jak to często bywa na praktykach zawodowych. Ale to było jakieś 10% mojego czasu praktyk. Tak to nauczyłam się naprawdę wiele i w bardzo przyjemnej atmosferze. Po praktykach nadal utrzymywaliśmy kontakt i czasem wykonywałam tam drobne prace związanie z fotografią i grafiką ;)

Kelnerka.

To była moja życiowa pomyłka. Ale raczej nie ze względu na charakter pracy a na szefostwo, które jakiekolwiek szkolenie miało gdzieś, jakąkolwiek informację miało gdzieś. I te krzywe miny ciągle, a później robienie problemów z wypłatą pieniędzy. Nauczyło mnie to, że 12 godzin na nogach to wcale nie tak dużo i że trzeba bardzo uważać z kim nawiązuje się współpracę.

Sprzedawca w sklepie sportowym

Wspominam tą pracę bardzo ciepło. Byłam przydzielona do konkretnego działu i to nim się zajmowałam. Szkolenia były bardzo rzetelnie prowadzone, co było dla mnie ogromnym plusem. Od czasu do czasu siadałam na kasie gdy był większy ruch, no i dwa razy w tygodniu jeśli byłam na poranną zmianę pomagałam w przyjmowaniu dostawy. Przyznaję była to ciężka fizyczna praca. Bo zawsze było coś do zrobienia, ale z drugiej strony wolę to niż siedzieć i się nudzić. Pewnie zastanawiasz się czemu zrezygnowałam z tej pracy skoro było tak cudownie? Typowo ze względów osobistych, trochę się pozmieniało i nie miałam ochoty aby ktoś kogo nie lubię, miał nade mną władzę. Gdy tam pracowałam, uczyłam się dziennie w technikum. I mam wrażenie, że właśnie to była dla mnie szkoła życia. Potrafiłam wyjść z domu przed 7 raną, a wrócić po 22. Nie ucierpiała na tym ani nauka, ani praca, ani rodzina, ani kontakt ze znajomymi. Ale gdyby ktoś wtedy ukradł mój kalendarz to bym zginęła. Wszystko musiało być zaplanowane co do minuty :D

Recepcjonistka w klubie fitness.

W sumie to nie wiem co mi odbiło, że zgodziłam się na tą pracę. Zmiany 6-15, albo 15-24 za śmieszna kwotę 6 zł na godzinę. Okej pracy nie było za dużo, przyznaję. Ale teraz nie wiem co musiało by się stać, żebym chciała tam pracować. Nienawidzę się nudzić, a niestety tam często miało to miejsce. Do tego co chwilę coś się psuło, właściciele mieli to trochę gdzieś, a klienci darli się przecież na mnie nie na nich. Ta praca chyba nauczyła mnie stanowczości, szybkiego przestawiania się z trybu dzień w noc, tego że nie nadaję się do pracy w późnych godzinach, że ludzie czasem nie wpadają na pewno pomysł i trzeba ich po prostu o to poprosić. Ale też ogromnej stanowczości. 

Recepcjonistka w szkole tańca.

Większość dzieci które tam uczęszczały, były w wieku podstawówki. Ten ciągły krzyk i zamęt mnie wykańczały. Do tego rodzice byli bardzo roszczeniowi. Może gdyby to była normalna szkoła tańca a nie prestiżowa byłoby lepiej. Do tego przez prawie cały okres mojej pracy nie mogłam się doprosić umowy.. Dostałam ją dopiero po tym jak się zwolniłam. Nie lubię tak pracować więc mega szybko zwiałam. 


W tym czasie zdarzyło mi się być tajemniczym klientem, rozwiązywać ankiety, stać za barem i kilka innych takich jednodniowych "prac". Ale postanowiłam ich nie wpisywać bo były to mega krótkie epizody, których nawet za bardzo nie potrafię umieścić w czasie ;)

Każda z tych prac coś wniosła w moje życie, czasem dobrego, czasem gorszego, ale to co gorsze również mnie czegoś nauczyło. 
Czy musiałam pracować? Tak naprawdę nie, ale od zawsze ceniłam sobie niezależność. To była moja decyzja, że chce iść do pracy. I owszem, przyznaje, byłam jedną z nielicznych osób w mojej szkole które pracowały. Ale chciałam i dzięki temu czułam się niezależna. A poza tym zaprocentowało to w przyszłości gdy po szkole większość osób miała problemy ze znalezieniem pracy ja mogłam przebierać w ofertach.
A do tego nauczyłam się dobrej organizacji bez które na pewno bardzo szybko bym poległa. Do tej pory, gdy mam wiele spraw do załatwienia potrafię tak rozplanować je w czasie, żeby mi się udało, dodając najważniejsze, czyli czas na dojazdy i możliwość spóźnienia, bo np, autobus nie przyjedzie na czas ;)

A jakie były Twoje pierwsze prace?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Altruistka , Blogger