Jakiś czas temu zainspirowana przez
Niebałagankę postanowiłam planować posiłki na cały tydzień. Skoro wiele kobiet to robi to czemu ja nie mogę? Pomyślałam. Wreszcie będę wiedziała co ugotować i nie będę sfrustrowana, że znowu nie mam pomysłu na obiad. Tak. Taka był pierwsza myśl, poczekałam na weekendu, bo przy wielu rzeczach które działy się w tamtym okresie czasu, stwierdziłam, że będzie to dobry moment, chwila spokoju, czas na zaplanowanie.
Jak było w rzeczywistości?
Pierwszy tydzień:
To była istna masakra. Nie żartuje. Usiadłam nad kartką i bum. Nic, zero, jeszcze większa pustka niż gdy tego samego dnia miałam coś wymyślić. Utrudnieniem było, że chciałam urozmaicone dania. No bo skoro już planuje, to zjedzmy część obiadów z mięsem, cześć bez, zupy i może rybę? Nie pomagały wpisy o pomysłach na obiad, listy dziewczyn które już planują, bo przepisy albo nie w naszym klimacie, albo nie dostosowane do naszego czasu pracy. Istna tragedia. Nie pomagało nic. Siedziałam chyba z 3 godziny (no dobra z przerwami) partner też nie pomagał, rzucił jedną propozycje i koniec. Ale jest, udało się, powstał pierwszy plan jedzenia na cały tydzień! No dobra, jedzenia to za dużo powiedziane, znajdowały się tam tylko obiady lub obiado-kolacje. Wszystko uzależnione od godzin pracy.
Drugi tydzień:
Było o niebo lepiej. Dlaczego? Bo gdy tylko wpadł mi do głowy pomysł na obiad, zapisywałam go w Google Keep, bez kolejności, bez dopasowywania do dni. Od tak, po prostu, to co lubimy zjeść. Więc drugi tydzień poszedł z górki, trochę czasu zajęło mi dopasowanie tego do godzin pracy a chęci niejedzenia podobnych dań kilka dni z rzędu, ale udało się!
Trzeci tydzień:
Zaplanowany, dziś mija czwarty dzień owego tygodnia i wszystko jest pięknie. Mam wrażenie, że teraz planowanie posiłków to będzie łatwizna i cieszę się, że nie zniechęciłam się na początku.
Co mi to daje?
Wiem co zrobię na obiad - brak frustracji.
Tak brzmi to banalnie, ale gdy nie planowałam posiłków codziennie, nie wiedziałam co mam zrobić na obiad i zamiast myśleć o czymś innym myślałam co zrobić na obiad. A jak już coś wymyśliłam to po pracy musiałam jeszcze iść na zakupy by kupić składniki.
Zakupy! - oszczędność i wygoda.
No właśnie. Tak jak wyżej napisałam, po pracy musiałam iść na zakupy, nie zawsze (choć pracuje w CH) chciało mi się wchodzić na halę, stać w kolejkach, spóźnić się na autobus do domu i być jeszcze później, by kupić składniki na obiad. A zakupy w małych okolicznych sklepikach rujnowały nasz budżet. Co prawda nie robimy wielkich zakupów raz w tygodniu. Może kiedyś spróbujemy ale na razie się to u Nas nie sprawdza. Ale mój M, może w drodze z pracy podjechać i kupić coś co potrzebujemy na obiad np. za dwa dni. Czasem przy ustalaniu menu, patrzę, jakie produkty będą w promocji w sklepach w których robimy zakupy i pod to układam plan posiłków.
Jemy bardziej różnorodnie - a przez to zdrowiej.
Stanowczo dwie zupy, dwa/trzy dania mięsne, jedno bez mięsne i ryba w tygodniu to zdrowsze rozwiązanie niż 5 obiadów z dodatkiem mięsa. Bardziej zwracam też uwagę, aby mniej obiadów było z ziemniakami (tak jesteśmy ziemniakolubni i nie, nie chce z nich rezygnować, chcę żeby było bardziej różnorodnie) a więcej z makaronem, kaszą, ryżem.
Jak zacząć?
Na pewno nie tak jak ja. Polecam spisać listę potraw które lubimy, umiemy zrobić i jeśli pracujemy, które są mało praco i czasochłonne. Rozpisać godziny pracy i pomyśleć które dania pasują do naszego grafiku w który dzień. Warto też zastanowić się czy część obiadu którą przygotowujemy jednego dnia nie nadaje się na następny. Jednego dnia żurek z białą kiełbasą, a drugiego dnia zapiekana biała kiełbasa z przyprawami. Rosół -> pierogi z mięsem z rosołu itd. Zaplanować i gotować.
Jak planuję?
Na zwykłej kartce (no może nie do końca, na takiej która wpadł mi w ręce, obecnie z Regionalnego Centrum Informacji Europejskiej w Łodzi 😆). Wypisuje dni tygodnia, obok wpisuje moje godziny pracy (M zawsze pracuje tak samo, do 17), pytam M, czy ma ochotę na coś specjalnego do jedzenia w tym tygodniu. (Stanowczo muszę precyzować i pytać o coś specjalnego do jedzenia, inaczej wychodzi zabawnie ;D). Staram się dopasować obiady do tego na co mamy ochotę, żeby były zróżnicowane, do tego jak pracuje i kto w efekcie finalnym owy obiad będzie przygotowywał. Każdy z Nas czuje się lepiej w innych daniach. Noszę się z zamiarem zrobienia specjalnych kart na których będę planować, ale czekam czy metoda planowania sprawdzi się u mnie i sprawdzam jaki arkusz będzie optymalny.
Bez spiny.
A na koniec najważniejsze. Nie spinać się, żeby wszystko było idealnie. Zawsze jakiś obiad można zamienić, przełożyć. Czasem za dużo zostanie z poprzedniego dnia, więc wolimi zjeść to niż robić kolejny no i super, oszczędzamy, czas i pieniądze ;) Ale gdy nie mamy ochoty zjeść tego co zostało zawsze można to zamrozić (no dobra prawie wszystko można zamrozić). Będzie jak znalazł na kiedy indziej, gdy nie będzie czasu na gotowanie.
Podejmiesz wyzwanie planowania posiłków?