Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozwój. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozwój. Pokaż wszystkie posty
Moje sposoby na walkę ze stresem

Moje sposoby na walkę ze stresem





Żyjemy w pędzie, w świecie w którym bardzo dużo się dzieje. Nasz organizm nie zawsze nadąża za za nami. Mamy wiele zmartwień i trosk dnia codziennego, a gdy dochodzą do tego następne trudne wydarzenia i sytuacje, stres nas po prostu zjada. Warto zadbać o siebie, spróbować zminimalizować stresujące sytuacje, nie da się ich całkowicie wykluczyć, ale zminimalizować można spróbować. Czasem warto sobie przewartościować pewne rzeczy, tak po prostu w swojej głowie.


Mata do akupresury

Jeden z lepszych wydatków w moim życiu. Posiadam taką nie markową, ale jest idealna na moje potrzeby i cena też była całkiem przyjemna. W momencie dużego stresu bardzo często spinają mi się mięśnie. Barki i kark to główne miejsca w których odczuwam ból. 


Malowanie po numerkach

Nigdy nie byłam mistrzem malarstwa, ani nie byłam szczególnie uzdolniona plastycznie. Ale malowanie po numerkach to hit! Nie trzeba mieć dużych zdolności, wystarczy umieć trzymać pędzel w ręku. Świetnie zajmuje głowę, odpręża i widzimy efekty naszej pracy. A mnie nic nie relaksuje tak jak zobaczenie efektów. Moja sowa jest dość duża 40x50cm i zajmuje to ogrom czasu. Ale dla mnie to świetny sposób na relaks.




Spacer

Nic, ale to nic nie relaksuje mnie tak bardzo jak spacer i kontakt z naturą. Jeśli mogę, wybieram spacer po lesie, albo gdzieś na odludziu, uwielbiam to! Niestety mieszkając w centrum miasta nie jest to takie łatwe. Wtedy ratuje się spacerem po parku.



Ćwiczenia

Nie wiedziałam, że kiedykolwiek to napiszę, a jednak. Ćwiczenia również nieźle sprawdzający się u mnie sposób na rozładowanie stresu. Szczególnie gdy jest to stres pomieszany ze złością.



Joga

Jak już byliśmy przy standardowych ćwiczeniach, to równie dobrze, sprawdza się u mnie joga. Spokojne i powolne skupienie się na swoim oddechu, delikatne rozciąganie. Ba! Są nawet praktyki dedykowane na stres. Maja one za zadanie nie tylko nas uspokoić, ale również rozluźnić nasze spięte ciało, dzięki czemu od razu czujemy się lepiej. 


Cisza

Ewentualnie spokojna muzyka. Czasem po ciężkim dniu pracy, gdy dzieje się wiele i wokół jest hałas. Do redukcji stresu potrzebuje po prostu ciszy i spokoju. 


Sen

Czasem nic tak nie pomaga w redukcji stresu jak sen. Warto przespać się z problemem. A raczej próbować o nim nie myśleć tuż przed snem. Może się okazać, następnego poranka, że nas stres był na prawdę bezsensowny i w sumie to dla nas pestka.


Wizyta u fizjoterapeuty/masaż

Przy przewlekłym stresie, dostaję takiego spięcia mięśni karku i górnego odcinka pleców, że prawie nie jestem w stanie się ruszać. Niestety, tak to u mnie działa. Wtedy najlepiej sprawdza się masaż na te partie ciała. 


Rozważenie najgorszego scenariusza

To co napiszę, będzie trochę kontrowersyjne, ale mnie czasem pomaga. 

Czasem nasz stres jest związany z absurdalnymi sytuacjami, czasem stresujemy się czymś co praktycznie nic nie znaczy. W danym momencie, ten stres jest ogromny, ale jak na chwilę usiądziemy i przemyślimy, rozważymy opcję co najgorszego może się stać, okazuje się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. 
Warto też poszukać rozwiązania, jeśli już coś się wydarzy to co mogę z tym zrobić? Jak zadziałać, jak zmniejszyć szkody.
Oczywiście, że ta metoda nie zawsze zadziała. Ale gdy towarzyszy Nam ogromny stres związany np. z obawą przed dostaniem jedyni ze sprawdzianu i dojdziemy do wniosku, że no dobrze, dostanę tą jedynkę, ale świat się od tego nie zawali. Przecież zawsze można tą ocenę poprawić, albo jak jest tylko jedną, to z Nią zostać ;) Przykładów można wymieniać tysiące. Stres związany z rozmową o podwyżce -> okej, tej podwyżki nie dostanę, świat się nie zawali. Stres, bo zapomnieliśmy o czymś, jeśli ma to związek z kimś innym, warto od razu poinformować, przeprosić. Każdemu się zdarza. To czy ktoś zrozumie czy nie, zależy już tylko od niego, ale spróbować zawsze warto.
I najważniejsze, zrób to jak najszybciej.
Ile ja się czasem nastresowałam, bałam, wymyślałam piętnaście milionów scenariuszy. Poszłam/zadzwoniłam, porozmawiałam i najczęściej dostawałam informacje, że luz spoko, zdarza się. Dobrze, że przed nie mierzyłam sobie ciśnienia, bo moja pani doktor na pewno nie byłaby z niego zadowolona ;D Często jeśli coś nam się przytrafia od czasu do czasu a nie nagminnie, to naprawdę mało kto będzie miał o to pretensje. 


Hobby

Lubisz wycinanki, fotografie, grafikę, grać w gry? Zajmij się tym. Czasem wystarczy się czymś zająć, chociaż na chwilę nie myśleć o tym przez co się stresujemy. 


Gotowanie

Dobre jedzenie często poprawia mi humor, jeśli mam je zrobić to moje myśli również chociaż na chwilę oddają się tej czynności, dzięki czemu stres trochę maleje. Uwielbiam też gotować dla innych. Lubię jak ktoś się z tego cieszy. I proszę, nie mów mi że nie masz dla kogo. Jak w marcu poskładało mnie ze stresu w chińskie osiem, to piekłam babeczki dla sąsiadów u których zatrzymała się obca rodzina. Ja się czymś zajełam, poczułam sprawczą moc i odrobinę odetchnęłam, Może było to z mojej strony trochę egoistyczne, nie przeczę, ale uwierz, że Ci ludzie nie wyglądali na pokrzywdzonych, ba wyglądali nawet na zadowolonych i szczęśliwych, pomimo, że doskonale widzieli, że musiałam się czymś zając żeby nie zwariować ;)




Sprzątanie/organizowanie

Wiem, że brzmi to trochę absurdalnie, ale sprzątanie na prawdę często pomaga mi na stres. Po pierwsze szybko widzę efekt, po drugie zajmuje czymś głowę.


Pewnie, że każdy z nas ma stresujące sytuacje w swoim życiu, większość osób mówi, żeby ten stres ograniczać, że wszystko siedzi w naszej głowie. Co prawda zgadzam się z tym, ale nie zawsze ta redukcja stresu jest możliwa w 100%, nie każdy z Nas prowadzi idealne życie, żeby mógł się odciąć od wszystkich stresorów. Warto zadbać o siebie, znaleźć tą chwilę na rozładowanie napięcia które się w Nas znajduje, ale przede wszystkim, trzeba znaleźć to co działa akurat na Nas. Powyżej spisałam listę rzeczy która mi pomaga, pamiętaj że u Ciebie może być zupełnie odwrotnie. Znajdź to co Ciebie relaksuje, Polecam Ci spisać sobie listę takich rzeczy, w chwilach kryzysu warto do niej zajrzeć i bez dłuższego zastanowienia spróbować coś z tej listy zrobić, a nuż będzie lepiej ;)


Jaki jest Twój sposób na walkę ze stresem?

21 pomysłów na to, co warto zrobić wiosną!

21 pomysłów na to, co warto zrobić wiosną!


Wiosna w tym roku jest trochę inna niż zazwyczaj, stąd część pomysłów jak ją wykorzystać też będzie inna, ale myślę, że równie ciekawa jak w poprzednich latach.

Co prawda zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie pada śnieg za oknem a temperatura wcale nie zachęca do spacerów i zwiedzania. Wiosny nie czuć w powietrzu, ale wierzę w to, że zaraz nadejdzie.
A poza tym wiosna to nie tylko marzec! To też kwiecień, maj i kawałek czerwca ;)


 1. Idź na wagary!

W końcu pierwszy dzień wiosny to również dzień wagarowicza. W dorosłym życiu czasem nie łatwo nam poleniuchować z uwagi na konsekwencje jakie to za sobą niesie. Co nie zmienia faktu, że małe wagary możemy sobie urządzić. Spacer po parku, leniuchowanie w łóżku, czemu nie!


2. Zrób porządek w szafie.

To idealny moment by po woli wyciągnąć lżejsze ubrania, pomimo że w tym momencie, może nie założymy cienkiej sukienki, ale lepiej być przygotowanym i wyjąć z worków próżniowych lżejsze ubrania oraz je odświeżyć. Lepiej nie być zaskoczonym gdy zrobi się cieplej a my nie będziemy mieli co na siebie włożyć ;) To samo tyczy się butów, sprawdź czy w Twoich ulubionych nie trzeba podkleić podeszwy albo wymienić fleków.


3. Przynieś trochę zieleni do domu.

Tak, mówię to ja. Wieczna przeciwniczka kwiatów :D Ale od roku żyjemy w symbiozie i kilka nawet ze mną przeżyło. Jeśli bardzo nie masz ręki do kwiatów możesz postawić na przykład na cięte tulipany. Albo pokusić się o jakiegoś małego doniczkowego kwiatka. Podpytaj które są łatwe w utrzymaniu i do dzieła!


4. Zjedź truskawki!

Dobra wiem, za oknem śnieg i truskawki nie smakują jak truskawki, ale to właśnie późną wiosną i wczesnym latem jest na nie sezon. Nie przegap okazji!


5. Zerwij pokrzywę.

Jeśli masz możliwość oddalić się od miasta i głównych dróg, warto zaopatrzyć się w pokrzywę. Można z niej zrobić sok, ususzyć i pić w formie naparu, a nawet zrobić sałatkę!


6. Przypomnij sobie postanowienie noworoczne.

Minoł już prawie kwartał, warto sprawdzić jak nam idą nasze postanowienia (o ile takie mieliśmy), zobaczyć co poszło super, co nie do końca, jak możemy nad tym popracować. A może chcemy je zmienić, każdy czas na zmiany i postanowienia jest dobry!


7. Zasiej rzeżuchę

Kanapka ze świeżego pszennego chleba, z masłem i kiełkami rzeżuchy! To jest to!


8. Wstawaj wcześniej.

Temat trochę sporny i raczej nie sprawdzi się u wszystkich. Ale może warto nastawić budzik chwilę wcześniej by zrobić rano coś dla siebie, albo posprzątać by po powrocie z pracy mieć wszystko z głowy? Może trening, albo przygotowanie obiadu, żeby po pracy tylko odgrzać? 
Wiosną wstaje wcześniej niż zimą, mam wrażenie że właśnie dlatego, że słońce też wstaje wcześniej ;)


9. Sprzedaj/oddaj/pozbądź się czegoś.

Jak już robisz porządek w szafie, to pewnie trafi się kilka niepotrzebnych rzeczy, To świetny moment by się ich pozbyć, po co zagracać sobie przestrzeń czymś czego nie lubimy, albo nie jest nam potrzebne. Jeśli to wartościowy produkt, to warto spróbować go sprzedać. A jeśli nie mamy ochotę na wiele zdjęć opisy itd, można oddać na grupie śmieciarkowej na FB.


10. Zrób nowe danie z sezonowych produktów.

Zaczyna się wiosna, coraz więcej warzyw i owoców jest dostępna w przystępnych cenach. Zrób jakieś nowe danie z którymś z sezonowych produktów. Ja na ten rok planuje "steka" z kalafiora! A Ty?


11. Utop marzannę.

To już tradycja, pora pożegnać zimę i pewien etap w życiu. Nie zachęcam do wrzucania kukły do wody, ale polecam pożegnać się z czymś z czym chcieliśmy się rozstać, ale mieliśmy problem. Może dodatkowe kilogramy? Może stara zniszczona kurtka, może jakaś znajomość, a może jakiś nawyk? Ty decydujesz, co jest dla Ciebie ważne.


12. Zorganizuj piknik!

Weź jakieś dobre jedzonko, koc, książkę. Wybierz się sam(a) albo ze znajomymi. Odpocznij, zrelaksuj się, wyłącz na chwilę i zresetuj.
(Tak wiem, mamy pandemię, ale a) w parkach można być bez maseczki, b) warto wybrać miejsce z dala od innych, c) możesz sam(a) albo z bardzo bliskimi osobami z którymi i tak się widzisz).


13. Poćwicz na świeżym powietrzu.

Joga, bieganie, jazda na rowerze, a może po prostu spacer? Każda aktywność jest dobra!


14. Zorganizuj dzień matki.

O ile masz jeszcze taką możliwość, wymyśl coś na ten dzień. Może wpadnij po mamę do pracy i zabierz ją na ciasto. Zaplanuj babski dzień. Albo zabierz mamę na badania.


15. Zrób lub wybierz się na grilla.

Dla mnie majówka to początek sezonu grillowego na działce. (Raz na zakończenie technikum, początek sezonu był tydzień wcześniej :D) Jeśli tylko warunki na to pozwolą, będzie w gronie znajomych! Ale jeśli nie, razem z M, nie zaprzepaścimy tradycji i otworzymy sezon grillowy ;) Kto powiedział, że we dwójkę nie można?


16. Zobacz jak przyroda budzi się do życia.

Wybierz się na spacer, zobacz jak kwitną drzewa wokół Ciebie, może sięgnij po aparat i to uwiecznij. W każdym mieście są parki i skwery, a przynajmniej musi uda się znaleźć choć jedno drzewo ;) 


17. Przejdź się do lasu.

Dla mnie to kompletny reset. Ściągnij słuchawki. Wycisz dźwięki w telefonie (ale zabierz go ze sobą, na wszelki wypadek!) Wsłuchaj się w gałęzie trzaskające pod palcami, w szum liści, w ćwierkające ptaki, poczuj zapach igieł.


18. Bądź więcej offline

W dzisiejszych czasach to bardzo trudne.


19. Zorganizuj dzień tylko dla siebie.

Jeśli się uda to kilkukrotnie. Zadbaj o siebie i zrób to co sprawia Ci przyjemność. Może małe spa, dobra książka, serial, film, dobre jedzenie, spanie, a może trening, wycieczka? Jeden dzień tylko dla siebie i pamiętaj najpierw trzeba zadbać o siebie!


20. Odnów coś.

Sukienkę zmień w spódnice. Odmaluj ściany, albo zrób renowacje szafki. Wymień guziki w wiosennym płaszczu. Albo zmień obrazki i poszewki na poduszkach na trochę bardziej wiosenne. Ja szukam żółtych i nie mogę znaleźć.


21. Przetestuj coś nowego.

Wiosna to czas narodzin, może narodzi się Twoja nowa pasja, albo dowiesz się, że jednak czegoś mimo wszystko nie lubisz. Możesz zamówić nieznane Ci wcześniej jedzenie, wybrać się na wycieczkę w nowe miejsce, spróbować innego treningu albo zjeść jakiś nowy owoc. 



A jaki jest Twój pomysł na wiosnę?

Zlot MOPR Rochna 2014

Zlot MOPR Rochna 2014


Czas, chyba aż zbyt długi

Na wstępie chciałam uprzedzić, że ten tekst powstał 05.10.2014 roku i nigdy wcześniej nie został opublikowany. Ale zgadzam się z każdym tutaj napisanym słowem. Niestety po tylu latach rzeczywistość wygląda całkiem inaczej. Jestem innym człowiekiem, mam wrażenie, że z o wiele mniejszym zapałem do pewnych spraw. Ale to co PROM zrobił dla mojego życia jest niezapomniane. Jeśli znajdziesz chwilę, zapraszam na stronę PROM-u tam o ich działaniach dowiesz się więcej.
To nie miejsce jak każde inne, to coś zupełnie innego, inna rzeczywistość. Pomimo, że nie ma już gimnazjów, a MOPR w ostatnich latach wyglądał zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że ten tekst zasługuje na publikację. Człowiek odpowiedzialny za jego wdrożenie co prawda już nigdy go nie przeczyta. Ale chce przyjść do Ciebie dziś z jednym przekaze.

Może być w życiu ciężko, może wszystko się walić, ale jeśli zawalczysz, będzie lepiej!


Zlot Liderów MOPR-u, co to takiego?

To 3-dniowy wyjazd do miejscowości wsi zwanej Rochną, niedaleko Brzezin, za Łodzią. Na kompletnym odludziu, bez zasięgu (no dobra, zasięg jest, przy smerfie i jeszcze w paru innych miejscach), do przedwojennych pawiloników z dykty gdzie w tym roku pewnego ranka moim oczom ukazały się zamarznięte szyby ;o W którym jako uczestnik wystarczy przychodzić na zajęcia i integrować się z ludźmi, jako lider prowadzić małe grupy, pilnować gimnazjalistów i siedzieć w środku nocy na zimnym korytarzu, bo dzieciom chce się biegać po korytarzu i budzą przy tym wszystkich. Jako dyrektor, musisz robić to wszystko co jako uczestnik i lider oraz pilnować aby nic nikomu się nie stało, sprawować pieczę nad liderami, dopilnować każdej papierkowej sprawy i wszystkiego co tylko komuś może wpaść do głowy. Straszne, prawda? Nie zdążyłam jeszcze wspomnieć, że to tylko wolontariat? Tragedia, no nie? A ja co roku jeżdżę tak z ogromną przyjemnością!

Skąd się to wzięło?

X lat temu w Ameryce powstał program Śnieżna Kula, po długich zmaganiach, listownych wymianach oraz konwersacjach (pamiętajcie, wtedy telefonów nie było w każdym domu, a co dopiero komputery). Pewni cudowni ludzie (Anna Pietrzak i Witold Skrzypczyk) postanowili po drobnych zmianach i akceptacji przez Pat, Nat i John'a, wprowadzić program o nazwie MOPR do Łódzkich szkół gimnazjalnych. Aby Śnieżna Kula miała rację bytu raz w roku, w ostatnim tygodniu września jest organizowany zlot. Ma on Nas rozpędzić niczym śnieżną kulę która przez następny rok będzie toczyła się sama, bez ingerencji ośrodka. 

Co robimy na zlocie?

Uczymy się, uczymy i jeszcze raz uczymy. Rozwiązujemy masę problemów, odpowiadamy na masę pytań, dokształcamy się. Promujemy zdrowy tryb życia (ilości snu jaka występuje wśród liderów o tym nie świadczy), pokazujemy, że można żyć bez używek, papierosów oraz jak zdrowo się bawić. Integrujemy się! Pomagamy sobie wzajemnie! Możemy się wygadać, (jest do tego coś nazwanego "Wieczorem przy świecach", magiczne) Czujemy się kochani.


O zlocie innym okiem:

"Na zlocie mozna poznać duzo fajnych ludzi, mozna sie otworzyc przed innymi i wiemy ze to pozostanie miedzy grupa, zlot to bardzo fajnie spedzone 3 dni. Mozna sie dowiedziec ze nie tylko my mamy problemy ale i bardzo duzo osob ma takie klopoty jak my." Kinga 15 lat uczestniczka
"Zlot dla mnie był niesamowitym przeżyciem, do którego chętnie wraca się wspomnieniami" Bartek 19 lat uczestnik parę lat temu.
"Zlot chwilowe oderwanie sie od codziennych trosk I smutków. Ludzie ktorzy tam są są tam dla Ciebie. Niby są obcy a jednak rak bliscy. Możesz im powiedziec o wszystkim. Sama po tym wszystkim wiem, że ich kocham. Tego sie nie da opisać to po prostu magia..." Z. 14 lat uczestniczka 
"Jeżeli chodzi o zlot, to jest to czas który powinno się przeżyć ninimum parę razy ,jest on po prostu oryginalny i nic więcej .takie jest moje zdanie, może nie jest zajebiste ale jest." Radek 14 lat, raz jako lider.
"Zloty są dla mnie odskocznią od rzeczywistości, spotykamy wiele wspaniałych osób, równie takich, którzy dzielą z nami swoje problemy. Wszyscy traktują się równo i z szacunkiem. Rochna jest magicznym miejscem, do którego chciałabym wracać zawsze." Andzia 17 lat 1 raz jako uczestnik, 1 raz jako lider, była dyrektorka. 
"Zlot to specyficzny, wręcz magiczny czas. Tak samo jak Rochna jest magicznym miejscem, tak samo trzy zlotowe dni są magicznym czasem. Pomijając ilość wiedzy jaką możemy pochłonąć, pomijając całą tą dydaktyczną część odnieśmy się do ludzi, bo to Oni są tam najważniejsi, to właśnie dzięki nim każdy zlot jest inny. Zlot jest tym czasem w którym możemy zdjąć nasze maski i pozwolić zadziałać magi MOPR-u, jest tym miejscem gdzie każdy z nas zostanie zaakceptowany takim jakim jest, gdzie nie ma barier i wszyscy rozmawiamy ze sobą o rzeczach o których mówi się tylko przyjaciołom (lub nawet im się nie mówi) a każda rozmowa przebiega jakbyśmy znali się milion lat, a nie tylko 2 dni. Jest tym czasem w którym możemy powiedzieć wszystko co zawsze chcieliśmy ale nie mieliśmy komu bądź nie mieliśmy okazji na wypowiedzenie naszych myśli, naszych historii i słów które w sobie gnieździmy. Jest tym miejscem gdzie każdy z nas będzie czuł się lepiej niż u siebie w domu. Jest czymś najpiękniejszym co spotkało mnie w życiu." Magda 19 lat 1 raz jako uczetniczka, 4 razy jako liderka, była dyrektorka.
"Zlot, cztery litery, jedna sylaba, godzina jazdy, trzy dni. Kilkudziesięcioosobowa zgraja dzieci odłączonych od świata. Nie ma potrzeby sprawdzania smsów, zaczepki na fb schodzą na drugi plan. Oceny stają się ostatnią rzeczą o jakiej się myśli. Tylko trzy dni na zawarcie znajomosci, tylko trzy dni na zdobycie zaufania, tylko trzy dni na obdarzenie zaufaniem. Aż trzy dni w miejscu gdzie można uwolnić myśli, aż trzy dni gdy nie gonisz autobusu, aż trzy dni gdy czujesz że żyjesz. Mała grupa, duża grupa, posiłek, wykład, grupa ... Niby plan, a jednak chaos. Chaos który można polubić i usystematyzować go. Zlot to moje małe miejsce na Ziemi, gdzie ciagle czegoś ode mnie chcą i wymagają, ale nie tego co poza nim. Tutaj nie mam być nauczony, tylko uśmiechnięty, nie mam być w mundurku, mam czuć sie swobodnie, nie mam być idealny, mam być sobą." Leszek 17 lat. były dyrektor, 2 razy lider, raz uczestnik. 


Rozpędź Swoją śnieżną kulę!



PS. Wiek osób podanych pod cytatami, jest w 2014 roku.
Ale z tego miejsca, chce Ci jeszcze raz podziękować! 
Bo to dzięki Tobie, było cudowne miejsce. 
Podsumowanie 2019 i cele na 2020 rok

Podsumowanie 2019 i cele na 2020 rok

Ten rok był dziwny. 

Większość planów które sobie zakładałam poszły w zapomnienie, w tym roku, chyba muszę je zapisać w swoim planerze (którego, swoją drogą, publikację uważam za swój ogromny sukces), żeby mieć je cały czas przy sobie. Może to mnie w jakiś sposób zmotywuje. Zobaczymy. 

Nie będę się rozpisywać nad każdym z celów które sobie założyłam na ten rok. Podsumowanie poszczególnych z nich zostawię dla siebie. Muszę je przemyśleć, czy rzeczywiście są dla mnie ważne, oraz dlaczego nie udało mi się ich zrealizować i co zrobić aby w tym roku się udało!

Pewnie zastanawiasz się czemu na samym wstępie napisałam, że ten rok był dziwny. Bo był i to bardzo, do tego pod wieloma względami. Pewnego dnia obudziłam się z innym nastawieniem. Przestałam tak bardzo przejmować się rzeczami które są ode mnie niezależne. Brzmi jak cud. No cóż, nie do końca tak było. Wiele czasu zajęła mi praca nad sobą, żeby trochę łagodniej podchodzić do siebie. To był taki impuls po długim czasie ciężkiej pracy, że jest odrobinę lepiej.

Moje cele na 2020 rok.


  • Zrealizować styczniowe wyzwanie od Ani Kęski (@aniamaluje).
  • Znaleźć więcej czasu na ruch.
  • Pić więcej wody.
  • Przynajmniej raz na miesiąc ugotować/upiec/przyrządzić nowe danie. Czas na eksperymenty w kuchni
  • Zrobić porządek na dysku. (Najprawdopodobniej czeka mnie zmiana laptopa bo tej już dogorywa, więc będzie to konieczne).
  • Zrobić profilaktyczne badania i przegląd u stomatologa.
  • Regularnie blogować.
  • Zwrócić większą uwagę na swoje zdrowie.
  • Pić więcej wody/zaczynać dzień od szklanki wody.


Plik który możesz pobrać powyżej, idealnie pasuje do Kalendarza/Planera który możesz pobrać zupełnie za darmo ;)

A Ty jakie masz cele na 2019 rok?


PS: Życzę Ci, abyś spełnił wszystkie swoje cele na ten rok. By był on spędzony z ludźmi których cenisz i lubisz. Żebyś cieszył się każdą chwilą która się wydarzy.

Lista życzeń! - bo warto się rozpieszczać.

Lista życzeń! - bo warto się rozpieszczać.


Pierwsza wzmianka o mojej liście życzeń, pojawiła się w poście o moich Celach na 2019 r. Nie rozpisywałam się wtedy za bardzo na jej temat. Bardziej skupiłam się na celach oraz podsumowaniu ubiegłego roku. Ale lista życzeń jest bardzo ważna. Przynajmniej dla mnie. Jeśli wykonujemy swoje zadania, dążymy do lepszej wersji siebie. Staramy się. Warto to sobie jakoś wynagrodzić. 
Wiadomo, że są rzeczy które nie są nam niezbędne do życia. Ale mimo wszystko chcemy je mieć. Niestety często ich zakup/realizację odkładamy na wieczne nigdy. Bo szkoda pieniędzy, bo można wydać na coś innego. Bo można zaoszczędzić. Okej, racja! Ale nie można sobie wszystkiego w życiu odmawiać. 

Postanowiłam odrobinę (tak, odrobinę to dobre słowo) ograniczyć ilość posiadanych przeze mnie rzeczy, więc staram się aby moje zakupy były bardziej przemyślane. 

Co znajduje się na mojej liści?

Jest dość mocno osobista, dlatego nie chcę się nią dokładnie dzielić. Ale znajdują się na niej zarówno przeżycia jak i materialne rzeczy. To miedzy innymi:
  • młynek do soli i pieprzu,
  • biała pościel,
  • makijaż permanentny,
  • obrus,
  • wizyta na strzelnicy,
  • kurtka z ekoskóry,
  • ....

Do czego jest pomocna taka lista?

Po pierwsze i najważniejsze, do podpowiedzenia komuś co chcemy w prezencie. Ile razy zdarzyło się, że ktoś się Ciebie zapytał "a co chcesz w prezencie na urodziny/imieniny/gwiazdkę?" Ja wiem, prezenty nie są najważniejsze, ale są miłym dodatkiem. Też czasem pytam, czy ktoś chce dostać coś konkretnego, bo może ma jakieś marzenie. Ja zawsze miałam problem i nigdy nie wiedziałam co chce dostać, a tak, mam świadomość co chce i mogę spokojnie podpowiedzieć. 
Po drugie, do niekupowania impulsywnego. Czasem zdarza się, że coś skreślam z listy, bo po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że w sumie to chyba jednak tego nie chce. 


Aby pobrać plik do druku zapraszam do wpisu o moich celach na 2019r (klik klik) tam link do pobrania ;)
Moje cele na 2019r + plik do pobrania

Moje cele na 2019r + plik do pobrania


Dzień dobry, w ten pierwszy dzień nowego roku. Dziś będzie troszkę o podsumowaniu ubiegłego 2018 roku, oraz o moich celach na 2019 rok. Wiele osób robi listę marzeń na dany rok, postanowień. Ja postanowiłam inaczej! Postanowiłam zaplanować cele na ten rok. Czy to podziała lepiej? Nie wiem, przekonamy się za rok, gdy zrobię podsumowanie. 

Moje plany na 2018 rok (rozliczenie):

  • Zaplanować pewne ważne dla mnie wydarzenie. (zrealizowane)
  • Zrobić porządek w zakładkach w Chrome. (zrealizowane)
  • Patrzeć jeszcze bardziej optymistycznie na świat. (pół na pół)
  • Regularnie blogować. (zrealizowane, ale były pewne wyjątki)
  • Przejść odrobinę na stronę minimalizmu (no dobra, już trochę przeszłam, chcę to pogłębiać, ale tylko w tych sferach w których mi to odpowiada, nigdy nie ograniczę rodzajów smakowej herbaty), (pół na pół)
  • Zwrócić większą uwagę na swoje zdrowie (ale o tych celach nie będę rozpisywać się szczegółowo). (udało się, później niestety poszło w pole...)
  • Pogłębić wiedzę na temat narzędzi których używam na codzień (kursy google). (niezrealizowane, a przynajmniej w ogóle nie w tej formie)

Mój 2018 rok:

Nie był niczym nadzwyczajnym i tak na prawdę nie wydarzyło się nic wielkiego. Dla części z Was byłoby to pewnie powodem do niezadowolenia, ale ja jestem bardzo szczęśliwa z takiego obrotu sprawy. Cieszyłam się z małych rzeczy. Zaczęłam dbać o swoje ciało.

Moje cele na 2019 rok:


  • Regularnie blogować.
  • Zwrócić większą uwagę na swoje zdrowie.
  • Rozwinąć Instagrama (konkretny cel, ale zostanie tylko dla mnie, na mojej prywatnej liście).
  • Osiągnąć upragnioną wagę (część już za mną! walczę dalej!).
  • Osiągnąć wewnętrzny spokój.
  • Ćwiczyć minimum 2 razy w tygodniu. 
  • Pić więcej wody/zaczynać dzień od szklanki wody.
  • Rozpisywać cele oraz plany na daną porę roku + realizować je!
  • Spełnić minimum połowę punktów z mojej Listy życzeń. (poniżej szczegóły).
  • Przynajmniej raz na miesiąc ugotować/upiec/przyrządzić nowe danie. Czas na eksperymenty w kuchni.
  • Nadal robić własne projekty graficzne. (dla Was i dla siebie).
  • Robić więcej zdjęć i się w tym doskonalić.
  • Zrobić porządek na dysku. (Mam ogromny bałagan, więc będzie to bardzo trudne wyzwanie, ale mam nadzieję, że w tym roku się uda! Zrobię folder "do uporządkowania", tam przeniosę WSZYSTKIE pliki, i zacznę porządki, folder po folderze, będę przenosić tylko istotne dla mnie pliki i przejrzę zdjęcia, wyrzucając te nie udane, lub mniej udane).
  • Zrobić swój przepiśnik! (oraz podzielić się nim z Wami).
  • Wrócić do planowania posiłków (przynajmniej obiadów). To ogromna oszczędność.
  • Kilka bardziej osobistych, które zostaną w moim kalendarzu, tylko do mojego wglądu.

Moje cele na 2019 rok + Lista życzeń! - bo warto się rozpieszczać

Na dobry początek roku mam dla Was plik do druku z miejsce na wpisanie celi oraz listy życzeń. Uważam, że i jedno i drugie jest bardzo ważne. Tak modne są teraz wishlista i tym podobne. I całkiem to fajne, ale tam mowa tylko o rzeczach, a ja chciałam stworzyć miejsce gdzie owszem, przedmioty mogę wpisać, ale równie dobrze, a może i nawet lepiej, będą to pasować rzeczy niematerialne ;)


Plik który możesz pobrać powyżej, będzie idealnie pasował do kalendarza/planera który już wkrótce ukarze się na blogu i również będzie do pobrania ;) Kiedyś, jeszcze na starym blogu pojawił się taki kalendarz (a nawet kilka jego wersji, w różnych odstępach czasowych). Ale przenosiny między platformami, próba zaczęcia od nowa, itd, spowodowały, że niestety te posty poginęły. No cóż, człowiek uczy się na błędach.

A Ty jakie masz cele na 2019 rok?
Światowy dzień życzliwości - wyzwanie

Światowy dzień życzliwości - wyzwanie


Już jutro (21.11.2018r.) obchodzimy Światowy Dzień Życzliwości. Z tej okazji mam dla Ciebie małe wyzwanie! Czy je podejmiesz? Czy podołasz? Proszę tylko o jedno spróbuj!


Historia Dnia Życzliwości

Początkowo Dzień Życzliwości nosił nazwę Dnia Pozdrowień. Pomysł Światowego Dnia Pozdrowień narodził się w Stanach Zjednoczonych już w 1973 roku pod nazwą World Hello Day. Był on odpowiedzią na konflikt pomiędzy Egiptem i Izraelem i miał służyć promowaniu idei pokoju na świecie. To właśnie ludzka życzliwość i porozumienie ma wprowadzić tę ideę w życie.

Bycie miłym, okazywanie dobra, rozbudzanie u siebie życzliwości wobec innych ma moc uszczęśliwiania – nie tylko obdarowanego życzliwością, ale przede wszystkim tego, który ją okazuje.


Wyzwanie!

Ten dzień może być wyjątkowy, może być inny niż każdy, a może tak na prawdę niczym się od nich nie różnić. To wszystko zależy od tego jak Twoje życie wygląda na co dzień. Ale mimo wszystko, właśnie dziś chce Cię zachęcić do pewnego wyzwania. Dzięki niemu, świat będzie odrobinę lepszy a pewnie i Ty poczujesz się lepiej! Spróbujesz?

Właśnie w Światowy Dzień Życzliwości wykonaj chociaż jeden z punktów z listy poniżej (jeśli chcesz, może spróbować wykonać ich jak najwięcej, może stworzyć własną rozszerzoną listę. U mnie to tylko kilka przykładów.

  • Życz miłego dnia sąsiadowi.
  • Pogłaszcz psa/kota/chomika/itd, (życzliwość nie musi tyczyć się przecież tylko ludzi).
  • Widzisz sąsiadkę która idzie z ciężkimi torbami? Jeśli możesz pomóż jej je donieść do domu, albo wnieść na piętro. 
  • Uśmiechnij się do nieznajomego, może poprawisz komuś dzień!
  • Widzisz, że ktoś w autobusie ma rozpięty plecak? Powiedz mu o tym.
  • Kup/Zrób ciasto dla osoby którą lubisz/kochasz ;) Tak bez okazji.
  • Bądź wyrozumiały dla siebie. Tak tak, dobrze czytasz. Dla siebie, życzliwość wobec siebie jest też bardzo, ale to bardzo ważna.
  • .... a Ty? Co dodasz do tej listy?



A teraz, jeśli wziąłeś udział w wyzwaniu, odpowiedz sobie, zupełnie szczerze, że to nie był lepszy dzień od innych? A jeśli był (a jestem prawie pewna, że był) może warto w ten "magiczny" sposób odczarować wszystkie dni by były lepsze? Bądź życzliwy na co dzień!

Zrób coś dla siebie - dzień zdrowia psychicznego

Zrób coś dla siebie - dzień zdrowia psychicznego


Nie wiem czy wiesz, ale już juro (czyli 10.10.2018r.) przypada dzień zdrowia psychicznego. Postanowiłam więc odrobinę nawiązać do tego dnia i zaproponować Ci, żebyś to właśnie w tym dniu, zrobił coś co przybliży Cię, lub ugruntuje Twoje zdrowie psychiczne.

Ale najpierw, kilka słów wyjaśniania, czym tak naprawdę jest zdrowie psychiczne:

Zdrowie psychiczne jest dynamicznym stanem wewnętrznej równowagi, która umożliwia osobom wykorzystywanie ich umiejętności w harmonii z uniwersalnymi wartościami społecznymi. Podstawowe umiejętności poznawcze i społeczne; zdolność rozpoznawania, wyrażania i modulowania własnych emocji, a także współczucia dla innych; elastyczność i zdolność radzenia sobie z niekorzystnymi zdarzeniami w życiu i pełnienia funkcji w rolach społecznych; a także harmonijny związek między ciałem a umysłem to istotne składniki zdrowia psychicznego, które przyczyniają się w różnym stopniu do stanu równowagi wewnętrznej. Według tej definicji równowaga wewnętrzna jest uważana za „stan dynamiczny” głównie w celu odzwierciedlenia faktu, że różne okresy życia człowieka (dojrzewanie, rodzicielstwo, przejście na emeryturę) naruszają ową równowagę i mogą wymagać zmian.
(http://www.psychiatriapolska.pl)


Dlatego właśnie dziś zachęcam Cię do zrobienia czegoś dla siebie. Spędzenia chwili czasu ze sobą, odprężenia, relaksu, a może ogromnego wysiłku fizycznego? Każdy z Nas jest inny, ale każdy powinien dążyć do zdrowia psychicznego. Dlatego warto dbać o to na każdym kroku. Oto kilka moich pomysłów które można wykonać w ten dzień. (Ale pamiętaj! Każdy dzień jest dobry, by zrobić coś dla siebie!)

  • Odpal ulubioną świeczkę. Cudownie jest móc się na chwilę zatrzymać i patrzeć w płomień świecy, być tu i teraz. Rozkoszować się naturalnym aromatem, olejki eteryczne.

  • Wypij kubek gorącej herbaty/kawy lub czekolady. Gorąca czekolada jest idealna jesienią. Aromatyczna herbata z plasterkiem pomarańczy i powbijanymi w niego kawałkami goździków. Czy nie robi się cieplej na sercu?

  • Obejrzyj ulubiony serial. Tak ten, na który nigdy nie masz czasu, bo zawsze jest coś ważniejszego. Np. zrobienie prania.

  • Zacznij prowadzić dziennik wdzięczności. To chyba idealny moment. Co może być lepszego w dbaniu o swoje zdrowie psychiczne niż pielęgnowanie w sobie rytuału wdzięczności?

  • Zaplanuj co chcesz zrobić w najbliższym czasie. Może pragniesz stworzyć coś wyjątkowego, tylko dla Ciebie? Coś co da Ci radość? Czasem nie jesteśmy w stanie wykonać wszystkiego od razu, z różnych względów. Ale to dobry czas by rozplanować działania.

  • Joga a może pilates? Uwielbia ćwiczenia. Ale tylko te spokojne. Te z cichą muzyczką w tle. Te w których ktoś mówi spokojnym głosem co teraz ma robić i że mam pamiętać o spokojnym oddechu. Tak to coś co mnie relaksuje! Możesz przyłączyć się do nie. Ale możesz też przebiec 10 km, albo poskakać na trampolinie. Wybierz to co Tobie odpowiada!

  • Upiecz/Ugotuj coś pysznego i delektuj się tym. Ile razy jemy w biegu? Nie mamy czasu na przygotowywanie posiłków, nie mamy też czasu na spokojne ich zjedzenie. Zwolnij chociaż ten jeden raz. I zjedz w spokoju! Samemu lub z kimś na kim Ci zależy. Pomyśl czego potrzebujesz w tym momencie. Czy samotności czy spędzenia czasu na jedzeniu pyszności z kimś ważnym.

  • Albo pójdź do restauracji. To miłe pielęgnowanie chwili, no i oczywiści swojego brzuszka!

  • Domowe SPA? A może chociaż maska na twarz? No dobra, domowe SPA, to trochę czasochłonne zajęcie, ale jeśli tylko możesz wygospodarować tyle czasu dla siebie, to zrób to! Jeśli nie, może masz wystarczająco dużo czasu, aby zrobić sobie masaż twarzy i nałożyć maskę?

  • Idź do kosmetyczki albo na masaż. Czasem warto się rozpieszczać. A nawet często warto się rozpieszczać!

  • Połóż się i zrelaksuj! Znajdź chwilę by odpocząć. Tak bez myślenia o czymkolwiek, bez ciągłego pośpiechu, bez nerwów. Chociaż 10 minut.

  • Spędź czas tu i teraz. Bez telefonu, bez ciągłego sprawdzania e-maili

  • Pójdź na spacer. Samemu lub z kimś. Ciesz się liśćmi pod nogami, tymi które właśnie spadają z drzew, kolorami, wsłuchaj się w naturę. I nie wmawiaj sobie, że mieszkasz w mieście to nie masz jak! Masz. Na wsi są pola, lasy, łąki, a w mieście parki! 


To tylko kilka nielicznych przykładów, co możesz zrobić dla siebie. Wybierz to czego najbardziej teraz potrzebujesz. Może masz ochotę na wspólny wypad ze znajomymi na dobre jedzonko, a może chcesz się zaszyć w świeżej i pachnącej pościeli z kubkiem gorącej czekolady z piankami patrząc na spadające liście z drzew? A może, chcesz iść na siłownię, albo zacząć zdrowy tryb życia. Zrób To czego Ty chcesz!

Dzień zdrowia psychicznego skłonił mnie do napisania tego wpisu, ale nie oznacza to, że tylko tego dnia warto robić coś dla siebie. Warto dbać o siebie zawsze! Pamiętaj o tym!


A Ty, co zrobisz dla siebie?
Tokimeki - Magia sprzątania w praktyce

Tokimeki - Magia sprzątania w praktyce



Nie jestem wielką fanką Marie Kondo i może właśnie to przyczyniło się do chęci przeczytania drugiej części jej książki o porządkowaniu życia i domu. Pierwsza część "Magia Sprzątania" moim zdaniem jest bardziej ideologiczna i nie do końca do mnie przemówiła. Natomiast druga część mnie urzekła. Okej ideologiczne pogadanki też się tam pojawiają i nie do końca zawsze się z nimi zgadzam. Ale jest wiele praktycznych porad. 

Nie jestem typem czytającym poradniki, w sumie nie wiem czemu, może nigdy dobry nie wpadł mi w dłonie. Jeśli uznamy Tokimeki - Magię sprzątania w praktyce" za poradnik. To trochę zmienię zdanie. Bo ten jako pierwszy do mnie przemówił.

Czego konkretnego możemy dowiedzieć się z tej książki?

Jak wiecie uwielbiam konkrety, prosto, jasno i na temat. Ta książka trochę taka jest. Ale tylko wtedy gdy pominiemy pewne fragmenty, z drugiej strony jak je pominiemy, nie do końca zrozumiemy książkę.
  • W jakiej kolejności sprzątać.
  • Co zrobić w chwilach zwątpienia.
  • Czy lepiej sprzątać samemu czy z kimś, oraz od czego to zależy.
  • Dlaczego nie warto wyrzucać rzeczy innych.
  • Jak szanować przedmioty które zostawiamy, oraz te których się pozbywamy.
  • Jak układać ubrania w pionie i dlaczego warto.
  • Jak składać, zwijać, pakować, wieszać, rozmieszczać, ogrom różnorodnych przedmiotów.
  • Czemu nie warto zostawiać torby z rzeczami "może się przydać". 
  • Jak wybrać przedmioty które powinniśmy zostawić (tutaj nie do końca zgadzam się z autorką, trzymałabym się wersji, że jak są neutralne względem naszych uczuć a potrzebne, to należy je zostawić)
  • Jak ozdobić posprzątany dom.


Co wyniosłam z tej książki?

  • Poszerzyłam horyzonty. Bardziej otworzyłam się na inną kulturę, na inne podejście do przedmiotów. Nie do końca jestem przekonana do tej ideologii. Ale po części znajduję fragmenty z którymi się zgadzam. Po części :)
  • Spokój. Poczucie, że nie wszystko zawsze się udaje, że niektórym zajmuje to bardzo wiele czasu i że nie jestem sama. 
  • No i oczywiście to wszytko co wymieniła w akapicie wyżej o tym czego konkretnego możemy się dowiedzieć z tej książki. 


Ja jestem dopiero na początku swojej drogi. Na razie udało mi się uporządkować ubrania. (Prawie, bo nie pozbyłam się ich z domu. Dlaczego? Najpierw chciałam je sprzedać, ale zbyt wiele osób się umówiło, później mnie wystawiło. Wyrzucić szkoda, bo część jest w naprawdę dobrym stanie. Ale rozwiązanie przyszło samo. Jutro jest zbiórka odzieży i nas w bloku i wystarczy wystawić torbę przed drzwi ;)) Wiem, że to na tyle mało, że może nie powinnam mówić czy książka działa. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że otwiera umysł. Dla mnie pomaga w uporządkowaniu swojego życia. Nie podaje gotowego rozwiązania, to my sami musimy zadbać o swój dom. Sami musimy podejmować decyzję, ale książka daje wskazówki. To jasne, że nie zadziała tak, że po przeczytaniu nasz dom będzie piękny i czysty. To proces. Proces który ja dopiero zaczęłam. Chciałam się z Wami tym podzielić, może zaczniecie ze mną? Może razem będzie nam raźniej i osiągniemy sukces?




Moja historia czerwonego paska

Moja historia czerwonego paska



Początek września to chyba właśnie taki moment w którym warto napisać na ten temat. Historia nie będzie tak kolorowa, może odrobinę ze szczęśliwym zakończeniem. Ale czy na pewno? 
Jak to było u mnie, czy zawsze dobrze się uczyłam? Czy kiedykolwiek dobrze się uczyłam? Kiedy, o ile w ogóle, czerpałam przyjemność z nauki i co tak naprawdę było dla mnie ważne. Trochę o życiu, trochę o nauce i tym jak bardzo zmienia się to na przestrzeni lat. 

Szkoła podstawowa.

Pech (a może szczęście) chciał, że trafiłam do najlepszej Łódzkiej podstawówki. Czysty przypadek, rodzice nie wybierali tej szkoły z racji renomy, a bliskości miejsca zamieszkania. 
Jeśli chodzi o naukę, w klasach 1-3 byłam całkiem dobra, ale nie byłam chwalona oficjalnie przez wychowawcę, bo ups, nie byłam córką prawników ani lekarzy. Ale słoneczka a później oceny przynosiłam dobre, w sumie nie wkładając w to jakoś bardzo dużo wysiłku. 
Później przyszła 4 klasa, podział przedmiotów. Inni nauczyciele. Nadal szło mi dobrze. Wiecie szkoła z renomą, klasa nierejonowa, 70% miała czerwony pasek, oczekiwano tego od wszystkich. Średnia powyżej 4,75 więc byłam pewna że ja również owy czerwony pasek na świadectwie otrzymam, bo przecież spełniam wymagania przekroczenia progu średniej oraz miałam zachowanie wzorowe (albo bardzo dobre, nie pamiętam, ale to nie ważne i tak przy takim zachowaniu czerwony pasek można było mieć). Jakież było moje rozczarowanie, gdy odbierałam świadectwo i okazało się, że nie, czerwonego paska nie będzie. Bo miałam 3 z angielskiego. Super, fajnie. Nie można było powiedzieć, że jak ma się 3 z jakiegoś przedmiotu to paska się nie dostanie? Dopiero po fakcie. 
Obraziłam się i w dupie miałam stopnie. Wiedzę posiadałam całkiem całkiem. Chociaż i tak w-f był moim ulubionym przedmiotem. Stopnie były mało ważne. Zdawałam, zdawałam i tyle ;)





Gimnazjum.


Poszłam do rejonowego, bo najbliżej. Przecież nie będę jeździć przez pół miasta. Nadal byłam obrażona i oceny były mało istotne. Okres buntu, nie żeby jakiś ogromny, ale trochę był. Uczyłam się tego co chciała. Na części lekcji mnie nie było bo jeździłam na zawody reprezentować szkołę. Jakoś nie byłam skora do nadrabiana. Średnia kształtowała się w okolicach 3,5. 
Ale przyszła 3 klasa gimnazjum. Skończył się pierwszy semestr w którym średnią miałam 3,5. I wtedy objawienie. Znalazłam szkołę do której za wszelką cenę chcę się dostać. I tak ze średnie 3,5 na semestr, wylądowałam ze średnią 4,13 na koniec roku. Mając 5-6 ze wszystkich przedmiotów które brane były pod uwagę przy rekrutacji do szkoły. Siedziałam po nocach i kleiłam albumy i plakaty na dodatkowe prace żeby podwyższyć ocenę. Bo wreszcie odkryłam cel. Muszę mieć dobre oceny, żeby dostać się do wymarzonej szkoły. 

Szkoła średnia.

Wybrałam technikum, na drugim końcu miasta (tak wiem, wiem co mówiłam, przy wyborze wcześniejszej szkoły, żeby była jak najbliżej, cóż tylko krowa nie zmienia zdania ;)). Czemu technikum? Bo stwierdziłam, że skoro znów mam się uczyć tego samego tylko bardziej rozszerzonego, to chce chociaż coś ciekawego w tej szkole. Coś co mnie zainteresuje i będę tak chciała jeździć i siedzieć. A zdjęciami i grafiką interesowałam się od dawna. Więc wybór był prosty. 
Wtedy już byłam po zajęciach w PROMie , wiedziałam trochę więcej o pierwszym wrażeniu niż przeciętni uczniowie idący do tej szkoły. I chciałam to wykorzystać. Udało się ;) Przez pierwsze 3 miesiące byłam idealnie przygotowana do wszystkich zajęć, zawsze miałam zrobioną pracę domową, posiadałam wiedzę z poprzednich lekcji i robiłam prace dodatkowe. Ale spodobało mi się to. Co prawda robiłam to bardziej wybiórczo. Prace dodatkowe robiłam tylko te które mi się podobały. A prace domowe co prawda odrabiałam ale mniej starannie, bo często w autobusie gdy mi się nudziło, albo na wolniejszej lekcji (ci...) I tak rok dobiegał końca. Wtedy moja wychowawczyni wyliczyła, że brakuje mi podniesienia jednej oceny o jeden stopień i będę miała czerwony pasek. Ja? Czerwony pasek? Nie uwierzyłam. Zabrałam się za liczenie. I o kurdę, ma racje! Ale jak to? Wiecie, najpierw chciałam sprawdzić, jak wiedza o człowieku, pierwszym wrażeniu przekłada się na praktykę, trochę chciałam przetestować czy w ogóle to ma sens. A nowa szkoła dała mi tą możliwość. Nie do końca zwracałam uwagę na oceny. Były jakie były. Nie miałam tej świadomości. Ale znów ten przeklęty angielski. Znów 3 i to takie naciągane. Wiem, że 4 mieć nie będę. Ale co się okazało, to tylko moja podstawówka miała jakieś niepisane zasady, że przy 3 z jakiegokolwiek przedmiotu nie ma paska. W żadnej innej szkole to nie funkcjonuje. Powiedziałam nauczycielom z przedmiotów z których miałam bardzo mocną ocenę, że nie dużo brakowało do wyższej, jak sprawa wygląda, że tak mało brakuje. Czy mogłabym poprawić jakiś sprawdzian, nauczyć się czegoś dodatkowo, albo zrobić jakąś dodatkową pracę. I bach udało się. Pierwszy raz w życiu miałam czerwony pasek!! W pierwszej klasie technikum. 


Gdyby ktoś w 4 klasie szkoły podstawowej powiedział mi, że będę miała czerwony pasek. Wyśmiałabym go. A tutaj po tylu latach, praktycznie niespodziewanie. Mam! Mam coś co mieć powinnam już dawno.


Później była druga klasa, już bardziej pilnowałam ocen, po raz kolejny miałam czerwony pasek. Teraz już bardziej wypracowany. Trzecia i czwarta klasa również zakończyła się czerwonym paskiem. Więc można wszystko jeśli tylko się chce.

To trochę absurdalna sytuacja. Najczęściej zdarza się, że w szkole podstawowej najwięcej dzieci ma czerwony pasek, im młodsza klasa tym lepsze oceny, później jest pasków coraz mniej i coraz mniej. W moim przypadku było zupełnie odwrotnie. 

Czasem nadal nie dowierzam, szczególnie patrząc na to, że ze studiów zrezygnowałam, pokonana przez angielski. Życie bywa bardzo przewrotne. Czasem zastanawiam się czy mogąc cofnąć czas postawiłabym na coś innego. 

Modelka na zajęciach z makijażu - czyli wyszłam ze swojej strefy komfortu

Modelka na zajęciach z makijażu - czyli wyszłam ze swojej strefy komfortu



Wychodzenie ze swojej strefy komfortu, czym tak właściwie jest i dlaczego dążę do tego by to robić.

To pewnego rodzaju przekraczanie granic. Łamanie ich i naginanie swoich słabości. Każdy z nas ma inną strefę komfortu, którą możemy porównać o bańki mydlanej. Niby wszystkie są podobne, ale każda jest inna. Ma inną wielkość w innym miejscu ma większe i grubsze ścianki. Tak jak każdy z Nas. W takiej bańce czujemy się komfortowo, bezpiecznie, znamy schematy które występują. Po prostu czujemy się dobrze. 

Ale czy to oznacza, że poza naszą strefą komfortu jest źle?

Absolutnie nie! Jest inaczej, co wcale nie oznacza, że jest gorzej. Owszem czasem czają się tam na nas niebezpieczeństwa, ale tak samo często, a być może i częściej, są tam bardzo interesujące, ciekawe i ekscytujące przeżycia.


Moja strefa komfortu.

Jest bardzo bardzo mała i walczę ze sobą aby ją coraz bardziej powiększać. Aby wcześniej wspomniana bańka rosła i rosła, była coraz większa, zawierała w sobie coraz więcej ciekawych rzeczy, które już nie będą obce, nie będą poza nią, lecz w niej. Czasem to bardzo trudne. Przynajmniej dla mnie. Część osób która mnie zna, uważa że potrafię wszystko załatwić, nigdy nie bałam się pójść do żadnego nauczyciela, prowadzić apelu, brać udziału w zawodach sportowych. Ale to było już w mojej bańce, dla mnie był to chleb powszedni. Ale są takie rzeczy, których mega się boje. Tak samo było z pokazaniem mojej nie idealnej i zaczerwienionej buzi, nie tylko dziewczynie która makijaż wykonywała ale i osobą które później zobaczą zdjęcie porównawcze bez i w makijażu ;) A potencjalnymi odbiorcami są wszyscy użytkownicy facebooka. Udało się i nie żałuje. Super przygoda!

A czy Ty? Próbujesz wychodzić ze swojej strefy komfortu?
Co ostatnio zrobiłeś by z niej wyjść?

P.S. tak się zawzięłam z tym wychodzeniem ze strefy komfortu, że zjadłam dziś pierwszy raz w życiu sajgonkę 😂
Mono czy Multi tasking? - jedno czy wielozadaniowość

Mono czy Multi tasking? - jedno czy wielozadaniowość



Monotasking czy Multitasking?

Jak pracować efektywnie, wykonać wszystkie zadania jak najlepiej oraz w jak najkrótszym czasie?  Czy lepiej robić wszystko naraz czy po kolei? Co zrobić aby zrobić wszystko i mieć więcej wolnego czasu? 

Monotasking - to najprościej skupienie się na jednej czynności i wykonywanie tylko i wyłącznie jej w danym czasie.

Multitasking - czyli przeciwieństwo monotaskingu, opiera się na wykonywaniu kilku czynności jednocześnie.


Co ja wybieram?

Jestem zwolenniczką i jednej i drugiej metody pracy. Wszystko zależy od zadania które wykonuje. Czasem preferuje jedno a czasem wielozadaniowość. 

Kiedy monotasking?

Jednozadaniowość preferuje w momencie wykonywania czynności które są absorbujące, lub takich które mają dla mnie duże znaczenie. Jeśli spędzam z kimś czas zawsze wybieram monotasking i staram się nie przeglądać internetu itd. Jednozadaniowość wykorzystuje gdy:

  • spędzam czas z najbliższymi,
  • piszę ważne treści,
  • czytam/słucham coś wymagające co bardzo mnie interesuje,

Kiedy multitasking?

Wielozadaniowość lubię gdy wykonuje czynności które nie wymagają ogromnego skupienia. Dzięki temu mogę połączyć przyjemne z pożytecznym, mogę w tym samym czasie oglądać filmiki na YT i zmywać naczynia. Przecież obie czynności będą wykonane dobrze, a czas wcale się nie wydłuży. Przykłady wykorzystywania przeze mnie wielozadaniowości:
  • prasowanie,
  • zmywanie naczyń,
  • oglądanie YT,
  • oglądanie nieangażującego serialu,
  • ścieranie kurzy,
  • słuchanie muzyki,
  • kręcenie hula-hop,
  • pisanie łatwych treści,
  • jeżdżenie autobusem,

Jakie są plusy monotaskingu a jakie multitaskingu?

Każda z tych technik pracy, o ile możemy to nazwać techniką pracy, ma swoje plusy jak i minusy. W moim osobistym odczuciu, jeśli patrzymy na pracę i życie prywatne, sprawdzają się obydwa sposoby wykonywania zadań, ale każe z nich w innych sytuacjach. Jeśli rozmawiamy z klientem, nie na miejscu byłoby szukać czegoś np w szafkach, bo dana osoba mogłaby czuć się zlekceważona, ale jeśli z tą samą osobą rozmawiamy przez telefon i mamy na tyle podzielną uwagę, spokojnie możemy rozmawiać i szukać dokumentów które są nam potrzebne. Jeśli czekamy aż zagotuje się woda na herbatę, spokojnie możemy zdjąć naczynia z suszarki. Po co marnować ten czas? 



Wyżej wymieniłam tylko kilka przykładów w których wykorzystuje jedno i wielozadaniowość, gdybym miała wypisać wszystkie sytuacje zabrakło by mi dnia. Bardziej chodziło mi o pokazaniu mojego punktu widzenia, że nie wszystko jest czarne lub białe, a może też być szare i sprawdzać się w określonych sytuacjach.

A Ty? Preferujesz Mono czy Multi? Czy może tak jak ja, czasem wykorzystujesz jedną a czasem drugą technikę pracy?


Rok po wyprowadzce - czym właściwie jest dorosłość

Rok po wyprowadzce - czym właściwie jest dorosłość


Boże jak ten czas szybko leci.  Pamiętam jakby to było wczoraj, a minął już rok! Rok od kiedy wyprowadziłam się od rodziców i zamieszkałam w wynajmowanym mieszkaniu z moim M. Nie mogę powiedzieć że rok mieszkamy razem, ponieważ M przez prawie pół roku pracował w delegacji i pojawiał się tylko w weekendy. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że na początku było najtrudniej. Nawet w pewnych momentach zastanawiałam się czy podjęłam dobrą decyzje. Szczególnie gdy szorowałam krzesła domestosem, musiałam wymyślić gdzie schować wszystkie przywiezione rzeczy, tak żeby później móc je znaleźć, oraz przyzwyczaić się, że w nocy droga do łazienki jest zupełnie inna niż była przez 21 lat. 

Pisałam już post o swoich odczuciach po dwóch miesiącach. Czy dużo się zmieniło? I tak i nie. Z jednej strony nadal jest fajnie. Z drugiej, przez ten okres czasu wiele się wydarzyło. Trochę dopiekły mi wyjazdy M. w delegacje. Odkryłam, że nie nadaje się do mieszkania samej. Na szczęście jestem otoczona wspaniałymi ludźmi, którzy potrafili mi zagospodarować ten czas. Chociaż drugi raz bym się na to nie pisała.

Doszłam do wniosku, że dorosłość tak naprawdę zaczyna się gdy jeśli chcesz zjeść ciepły obiad to musisz go zrobić. Gdy niedziele są niepracujące musisz pamiętać żeby mieć chleb w domu, bo nikt inny za Ciebie tego nie zrobi. No prawie, bo możesz podzielić się tym z partnerem. Ale proszę Cię, nie okłamujmy się, wcześniej zawsze robiła to mama. I zawsze było coś w lodówce. Teraz jeśli zapomnisz to albo jesz podpłomyki z masłem, albo zasuwasz do sklepu, nie ma taryfy ulgowej.

Nie mówię, że to jest jakieś mega wyzwanie, bo tak na prawdę nie jest. Jedyne co to masz więcej na głowie i musisz o tym pamiętać. Każdy rachunek, opłata za mieszkanie. Wszystko to jest obarczone terminami, datami. Bo jak nie zapłacisz w terminie to nie będzie internetu.

A chyba najgorsze jest jak jest się chorym. Okej mój M bardzo o mnie dba, zrobi herbatę, kanapki, pójdzie do apteki po leki. Pyta czy się już lepiej czuje. Ale to i tak nie to samo co przytulaski od mamy. To nigdy nie będzie to samo! (Pamiętaj, dzień Matki lada chwila!)

Z drugiej strony ta odpowiedzialność jest super, bo wiesz, że bierzesz swoje życie w swoje ręce. Wiesz, że więcej spraw zależy od ciebie. Jeśli mieszkasz z kimś kto również traktuje to poważnie, to super.

Pamiętam jak swojego czasu wszyscy mnie straszyli odpowiedzialnością, tym co będzie jak jednak nie będziemy się dogadywać mieszkając razem. Że to decyzja bez odwrotu, że będzie strasznie, że nie będę miała czasu dla siebie. I wiecie co! Wszyscy tak tylko straszyli. Istnieje coś takiego jak podział obowiązków. I wcale nie muszę nie mieć czasu dla siebie ;) Poza tym, ja byłam w tej komfortowej sytuacji, że dla mnie nie była to decyzja bez odwrotu. Jeśli tylko masz normalny kontakt z rodzicami wierzę, że dla Ciebie też nie jest to decyzja bez odwrotu. Ja do tej pory wiem, że jak coś by się działo to zawsze mam gdzie wrócić. Przecież rodzice nas kochają. Nawet jeśli już przeorganizowali nasz pokój. No bo na litość, po co ma stać pusty? Halo, to trochę tak jakby nie wierzyli, że Nam się uda być na swoim (wynajmowanym). A skoro wierzą, to wierzą. A na kanapę przyjmą zawsze!

Dorosłość, wyprowadzka, mieszkanie razem, to wcale nie jest straszne, choć jest trochę inne, ale równie fajne, tylko w trochę inny sposób.

Rossmann promocja - czemu mnie to nie kręci

FreeDelivery




Ostatnio w internecie pojawia się mnóstwo postów odnośnie promocji w Rossmannie. -55% na minimum 3 różne kosmetyki. Super. Tylko, że mam wrażenie że ludzie rzucają się na promocje w ogóle nie myśląc. Nie odbierajcie tego źle, ale mam wrażenie, że niektóre osoby jak słyszą słowo promocja to wpadają w jakiś amok. Po części ten temat poruszyłam już w poście o Black Friday.

Czemu nic nie kupię na promocji?

Bo nie potrzebuję żadnego kosmetyku do makijażu.

Czy korzystałam wcześniej z tej promocji?

Tak ;) Ale tylko raz i nie wspominam tego najlepiej. Ponad rok temu upatrzyłam sobie pomadkę od Bourjois oraz miałam ochotę przetestować odżywkę do rzęs L4L. Postanowiłam, że w takim razie poczekam na promocję (to jedna z tych nielicznych edycji, gdzie odżywki do rzęs również podlegały rabatą) i zaopatrzę się w kosmetyki które wybrałam. Przeszłam 4 sklepy zanim udało mi się znaleźć moją pomadkę i odżywkę L4L, wszędzie indziej albo brakowało tego, albo tego, albo pomadka była używana (ludzie! jak jest tester to po co odkręca produkt?????). To był pierwszy i ostatni raz. Nigdy więcej ;) Za dużo ludzi, za duży szał ciał.

4 podkłady, 5 korektorów itd.

No kurczę. Jak widzę wrzucane zdjęcia z podpisem "zdobycze z promocji" itp, zastanawiam się tylko po co i co te dziewczyny z tym robią. Ja rozumiem 10 cieni. Co prawda nie mam tyle, ale to jestem w stanie zrozumieć. Nie rozumiem tylko kosmetyków które są otwierane od razu a data ważności ucieka. Nie wierzę, że da się wykorzystać te wszystkie produkty tak szybko.

Czy nie lubię Rossmana?

Lubię i to nawet bardzo. Uwielbiam ich własne marki i często ich odwiedzam. Bardziej przeraża mnie reakcja ludzi na tą promocję. To też nie tak, że nie popieram tej promocji. Każdy może robić co chce, fajnie że takie się zdarzają bo można kupić coś o wiele taniej


Dobra przyznaję, nie jestem zakupowa, a tekstem chciałam skłonić trochę do refleksji nad tym czy potrzeba nam tak wiele rzeczy, oraz tym jak zachowujemy się w takich sytuacjach, przepychanki, nieomalże walki o pomadkę, kurde to nie jest tego warte ;)

A Ty, jaki masz stosunek do promocji?
Zwolnij a może nawet się zatrzymaj

Zwolnij a może nawet się zatrzymaj


Powiesz wariatka. Do czego mnie nakłania. Przecież życie jest takie krótkie, tak szybko ucieka. Jak mam zatem stanąć w miejscu i nie pędzić na przód? Wszyscy pędzą. Jeśli ja przestanę do niczego nie dojdę. Nic w życiu nie osiągnę. Będę ostatni z ostatnich bo stoję w miejscu zamiast iść na przód.

A ja nadal twierdzę, że warto czasem się zatrzymać, dać sobie czas na przemyślenie, na regenerację.

Gdy cały czas biegniemy do przodu, bez momentu wytchnienia robimy sobie tak na prawdę ogromną krzywdę z której może w tym miejscu nie zdajemy sobie w 100% sprawy. Ale za pewien czas gdy już nie będziemy mogli wrócić do tych chwil to co straciliśmy przepadnie na zawsze. 

W dzisiejszym świecie towarzyszy nam ciągły pośpiech, ciągłe dążenie do celu. W wielu branżach liczą się tylko cyferki, wyniki, nie liczą się ludzie ich uczucia i to ile pracy włożyli by osiągnąć to co osiągnęli bo to nie ważne skoro nie było 100% celu. Co z tego, że więcej nie dało się zrobić. Nie ma 100% jest źle a ile pracy to kosztowało Nie istotne. Ma być 100% celu nie 99%. 

Panuje moda na wielozadaniowość. A tak na prawdę nie wszystkie zadania mogą być wykonywane w ten sposób bo żadne nie będzie wykonane dobrze. Okej przyznaje, nie jestem w 100% przeciwna tej metodzie i czasem sama ją stosuje ale staram się to kontrolować i nie stosować jeśli któreś z zadań może przez to nie być wykonane tak jak powinno. Nie da się przecież grać z dzieckiem w grę i pisać artykułu do pracy w tym samym czasie. Bo ani artykuł nie będzie dobry ani dziecko nie będzie zadowolone z zabawy. 

Wielozadaniwość którą praktykuje:
robienie makijażu i oglądanie filmików na yt,
zmywanie naczyń i oglądanie serialu,
kręcenie hula-hopem i oglądanie filmu. 
i tym podobne. 

Jesteśmy chwilę po świętach i czy jesteś osobą wierzącą czy nie, najprawdopodobniej był to czas który mogłeś spędzić z rodziną, ba może nawet i w ten sposób go spędziłeś. Ale powiedz mi w jaki sposób? Bo niestety gdy po  świętach weszłam na media społecznościowe to doszłam do przykrych wniosków, że niestety ale większość osób owe święta spędziła owszem w gronie rodzinnym, ale z nosem w telefonie. A teraz pomyśl, czy byś nie żałował swojego zachowania jeśli kolejne święta spędzałbyś w mniejszym gronie. Czasem warto się zatrzymać i czerpać jak najwięcej z tego w jakiej sytuacji się teraz znajdujemy. Korzystać z możliwości rozmowy. 

Jest wiosna (no prawie). A teraz pomyśl czy pamiętasz jeszcze jak wygląda pobliski park? Czy pamiętasz jaki zapach panuje w lesie? Obawiam się, że nie. Ale doskonale wiesz jaki cel obrotowy masz na dany miesiąc i wyliczasz ile Ci zostało do końca. 

Super, że chcesz piąć się po szczeblach kariery. Popieram to w 100% ale pomyśl w jaki sposób to robisz. Czy znajdujesz w tym wszystkim czas, żeby widzieć jak rośnie Twoje dziecko? Czy zauważysz jak zacznie stawiać pierwsze kroki? Czy w tym czasie będziesz podpisywać kontrakt? Nie zrozum mnie źle. Kariera jest super. Ale kontrakt możesz podpisać wcześniej czy później. A żeby zobaczyć jak Twoje dziecko się rozwija czasu nie cofniesz. 

Czy byłeś już w tym roku odwiedzić swoich bliskich? Czy znalazłeś chwilę czasu, żeby pochwalić własnoręcznie wykonaną przez babcie nową serwetkę?

Czy zjadłeś dziś śniadanie? Czy wypijasz już 5 kawę? Może teraz myślisz, że jesteś zdrowy, ale uważasz, że przy takim stylu życia (kawa, stres, wieczne bieganie, mało snu) długo pociągniesz w pełnym zdrowiu?


Zwolnij trochę w tym codziennym pędzie. A jeśli masz taką możliwość to nawet się zatrzymaj. 
Pozbądź się toksycznych znajomych

Pozbądź się toksycznych znajomych



Kilka lat temu, jeszcze na starym blogu napisałam tekst o toksycznych znajomych, ich wpływie na nas oraz tym jak się ich pozbyć. Trochę się u mnie w życiu od tego czasu pozmieniało. Ja zmieniłam swoje podejście do wielu spraw i zderzyłam się z rzeczywistością. Dziś postanowiłam zrobić drugie podejście do tego tekstu. Nie ukrywam,  że jest trudne. Bo temat okazał się trudniejszym niż myślałam to kilka lat temu.

Kim są toksyczni znajomi?

Ludźmi którzy wysysają z Nas energię, przez których stajemy się bezproduktywni, nie robimy tego co byśmy chcieli w danym momencie. Toksyczni znajomi mają to do siebie, że nie działają wprost. Często są naszymi najlepszymi przyjaciółmi ale mówią takie rzeczy przez które czujemy się źle. Obgadują innych do nas. Często manipulują nami i innymi, wpędzając w poczucie winy. Siebie stawiają na piedestale, zawsze chcą być najważniejsi i nie liczą się ze zdaniem innych. Zabierają nam tak cenny w dzisiejszych czasach czas, oraz pewność siebie, krytykując, często bezpodstawnie, ale najczęściej tak by nas upokorzyć, czyli nie na osobności ale przy wszystkich.
Tyle z teorii. A jak jest w praktyce?
Bardzo podobnie. Toksyczni znajomi to ci opisani wyżej. I z tym nadal się zgadzam. Ale dla mnie toksycznymi znajomymi są również osoby, które ciągle narzekają. Ja wiem każdy może mieć gorszy dzień/okres w życiu, ale kurde nie cały czas. 


Co zrobić by poczuć się lepiej?

Odciąć się od toksycznych znajomych.
I tak było w moim poprzednim tekście. Życie jednak weryfikuje swoje i nie zawsze mamy możliwość odcięcia się od toksycznych osób. (Tak wiem, zaraz ktoś mi powie, że zawsze, ale ja powiem, że wtedy możemy stracić więcej niż tracimy przebywając z takimi osobami).

Więc co zrobić?

Odciąć się od tych ludzi od których mamy taką możliwość (bo to najłatwiejsze i najprzyjemniejsze tak na prawdę rozwiązanie). A jeśli chodzi o ludzi z którymi z różnych powodów jesteśmy zmuszeni przebywać, to pozostaje nam rozmowa z nimi. Powiedzenie, że hej, ja też tu jestem i nie mam ochoty, żebyś obgadywał tą dziewczynę, masz coś do niej, powiedz jej wprost. Przynajmniej dla mnie  obgadywanie innych jest mega, ale to mega toksycznym działaniem (jeśli nie reaguje, działa toksycznie na mnie). Czasem, jeśli nie jesteśmy bardzo zależni, można część zachowań takiej toksycznej osoby po prostu ignorować. Jeśli zaczyna jej się setny raz w danym tygodniu akcja marudzenia, po prostu zajmijmy się czymś innym. Od co. Będzie nam łatwiej. A pomimo, że jestem za tym żeby pomagać, to jeśli ktoś pyta o radę, później robi zupełnie inaczej i znów się żali a sytuacja ponawia się, to kurde. Przestań mnie zadręczać swoimi problemami, są psychologowie. 

Odcięcie się od takich ludzi będzie trudne. Ale kto powiedział, że droga na szczyt jest łatwa? Nikt. Toksyczni znajomi często będą pytać, czemu? Jest szansa, że zaczną nas wpędzać w poczucie winy, że Oni zachowują się w ten sposób przez nas, że tak na prawdę to nasza wina. NIE. Każdy zachowuje się tak jak chce. Albo tak jak powinien w danej sytuacji ale w granicach swojej etyki. To tak jak z Gombrowiczowską gębą. Każdy zachowuje się po swojemu, owszem w różnych sytuacjach inaczej, ale to on decyduje o swoim zachowaniu.

Pamiętaj, życie jest za krótkie, by spędzać je z ludźmi którzy nas krzywdzą.


A Czy Ty, już pozbyłeś się toksycznych znajomych?
A czy Ty przyjąłbyś wędrowca w te święta?

A czy Ty przyjąłbyś wędrowca w te święta?


Jeśli jesteś wierzącą pierdolencją która chodzi co niedzielę do kościoła pewnie nie. Czemu tak uważam. Przykłady są bardzo blisko nawet bliżej niż się wydaje. Czemu taki temat? Święta się zbliżają. Święta to nie tylko prezenty i jedzenie. Święta to też czas przemyśleń. No właśnie przemyśleń i teraz pomyśl czy przyjąłbyś wędrowca w te święta. 

Parę ładnych lat temu Anna Mucha przeprowadziła eksperyment w którym chciała zająć puste miejsce przy stole. Pamiętam jak bardzo byłam poruszona oglądając ten program. Ci wszyscy, tacy bardzo wierzący, zamykali jej drzwi przed nosem... Historia skończyła się happy endem. Ale w projekcie brało udział o wiele więcej osób, niestety nie mogę znaleźć tego programu. Z uwagi na to, że oglądałam go bardzo dawno temu nie pamiętam jak potoczyły się losy pozostałych osób. Ale przypuszczam, że nie wszystkie skończyły się szczęśliwie i nie wszyscy zostali przyjęcia na Wigilię.

W zeszłym roku Nosel podjął tą samą próbę. Razi jedno. Dokładnie słychać jak ludzie reagują. Dokładnie słychać, że to starsze pokolenie. "Spędzam czas z rodziną", "Jest już 10 osób, nie ma więcej miejsca". No i co, zje tak dużo, że nie wystarczy dla zaproszonych? Co za różnicę zrobi jedna osoba? Nie zmieści się? Krzesła od sąsiada nie można pożyczyć? Widocznie nie można. Ale w niedziele zawsze w pierwszym rzędzie odstrojone w najlepsze futra, żeby było widać. Bo są takie wierzące. Tylko wierzące w co?

Kiedyś bardzo bliska mi osoba, dodatkowo bardzo mocno wierząca, powiedziała, że ona by nie wpuściła, bo nie wiadomo kto to jest. Bo to obcy. Bo.... Bo tak. 

Więc po co Wigilia? Żeby się najeść i dostać prezenty? Dla mnie to bez sensu. Nie mówię, że jestem bardzo wierząca, ale kurczę... Wiara wiarą, bądźmy ludzcy.



Bądźmy ludzcy.

A teraz odpowiedz sobie szczerze, przyjąłbyś? Zastanów się, chociaż przez moment.
Copyright © Altruistka , Blogger